Jest chłodne, zimowe popołudnie. Mimo, iż
grudzień dopiero się rozpoczął,
w Madrycie wiele osób powoli szuka już prezentów dla swoich najbliższych.
Na ulicach widoczna jest już świąteczna aura, którą nadają lampki choinkowe porozwieszane na drzewach, jak również wystawy sklepowe, udekorowane przeróżnymi Mikołajami, reniferami, tudzież nawet elfami.
Patrząc na to wszystko po prostu czuje się tą świąteczną radość, która miała niedługo nadejść. Jednak jedna osoba nie potrafi wyobrazić sobie tych dni.
w Madrycie wiele osób powoli szuka już prezentów dla swoich najbliższych.
Na ulicach widoczna jest już świąteczna aura, którą nadają lampki choinkowe porozwieszane na drzewach, jak również wystawy sklepowe, udekorowane przeróżnymi Mikołajami, reniferami, tudzież nawet elfami.
Patrząc na to wszystko po prostu czuje się tą świąteczną radość, która miała niedługo nadejść. Jednak jedna osoba nie potrafi wyobrazić sobie tych dni.
Flavia Navarro Santana siedzi w pewnej
madryckiej pizzerii. Jest znudzona, a jednocześnie trochę zdenerwowana.
- Mamo... - Wzdycha. -... Naprawdę nie trzeba. Moi rodzice nie mogą spędzić z nami świąt, ale poradzimy sobie. Zawsze sobie radzimy. - Próbuje przekonać babcię swojego syna. Nie chce spędzać świąt z ich rodziną. Nie z nim. Spogląda na Raula, który próbuje dosięgnąć ręką kawałka pizzy, leżącego na talerzu, na środku stołu. - Um... no dobrze. - Kapituluje po chwili słuchania kobiety, która bardzo produkuje się, aby przekonać ją do swojej propozycji. - Przepraszam, ale muszę kończyć. Zdzwonimy się jeszcze. - Szybko kończy rozmowę. Z delikatnym uśmiechem przesuwa talerz w stronę syna, który prędko zajmuje się jedzeniem.
Z lekko zmarszczonym czołem przygląda się chłopcu. Raul jest bardzo podobny do ojca. Ich oczy mają taki sam odcień brązu. Identycznie się uśmiechają. Czy to jej przeszkadza? Tylko czasami, gdy w chwilach słabości wspomnienia wracają.
- Babcia chciała coś ważnego? - Pyta z zainteresowaniem pięciolatek, oblizując palce.
- Nie, kochanie. - Ucina szybko, spoglądając na zegarek, który zawsze nosi na nadgarstku lewej ręki. – Smakowało? – Przybiera na twarz ciepły uśmiech, wycierając lekko umorusaną brodę chłopca. Ten potwierdza z zadowoleniem głową.
- Mamo, co będziemy teraz robić? – Interesuje się Raul. Flavia przygryza delikatnie wargę.
- Sądzę, że wrócimy do domu. Ja trochę posprzątam, a ty jak na prawdziwego faceta przystało, rozłożysz się na sofie w salonie i będziesz oglądać mecz. – Klaszcze radośnie w dłonie, przypominając sobie o występie jego ulubionej drużyny. – Poza tym, musisz zacząć uczyć się swojego tekstu na przedstawienie, trzeba pomyśleć nad twoim strojem. – Wzdycha kobieta, przypominając sobie prośby przedszkolanki, która chciała mieć doskonale wszystko gotowe, by w momencie ostatecznych przygotowań do jasełek mieć święty spokój.
- Ale to jutro. – Oznajmia chłopiec, wkładając ręce w rękawy kurtki. – Myślisz, że tata dzisiaj zagra?
- Nie wiem. – Wzrusza lekko ramionami. – Przecież zdajesz sobie sprawę, że się na tym nie znam.
- A pojedziemy na następny mecz, na stadion?
- Raul, najpierw wyjdźmy stąd i pojedźmy do domu. O pójściu na mecz porozmawiamy innym razem. – Blondynka kładzie kilka banknotów na stoliku i chwyta syna za rękę, wychodząc z pizzerii. Czy każda rozmowa musi kręcić się wokół niego?
Flavia przyzwyczaiła się już do zamieszania panującego rano w ich domu. Musi wstawać bardzo wcześnie, by wyrobić się ze wszystkim, ale nie przeszkadza jej to, mimo że przez pół dnia chodzi, niczym nieprzytomna. Szczerze powiedziawszy, to jakby coś nagle zmieniło się, na pewno czułaby się trochę zagubiona. I tego jakże pięknego, zimowego poranka lekko stłumione pukanie do drzwi wprawia ją w zakłopotanie, gdy rozpoznaje swego gościa. Celestina Coca Gomez w oczach brunetki jest osobą upartą i nadopiekuńczą, co okazuje na każdym kroku swym najbliższym. Flavia lekko zszokowana stoi twarzą w twarz z uśmiechniętą kobietą, jednak nie trwa to długo, ponieważ babcia jej dziecka postanawia obcałować jej policzki, zostawiając na nich mocno różowe ślady po szmince. Po czym wymija ją, wkraczając w głąb mieszkania. Brunetka zawiesza wzrok na dwóch walizkach, stojących przed drzwiami i ciężko wzdychając wnosi je do korytarza. Wchodzi do kuchni, chwyta w dłonie kubek z niedopitą kawą i opierając się o blat wpatruje się w okno wychodzące na osiedlową ulicę. Obserwuje czule żegnających się ze sobą sąsiadów. Czuje ucisk w żołądku. Gdyby nie blondwłosa, wysoka piękność – codziennie rano jej wargi łączyłyby się z jego wargami, nie tylko rano. Zawsze jednak musi być jakieś ‘gdyby’. Gdyby nie dzień, w którym wyjechała do chorego ojca, miałaby miłość swojego życia przy sobie. A nie jego matkę, która w tym momencie próbuje wyściskać za wszelkie czasy jego małą kopię.
- Babciu, a wiesz, że tata wczoraj wygrał z Atletico?
-
niezbyt wpasowane w porę roku, ale co tam.
ktoś chciałby być informowany -> numer gg, proszę. ;>
- Mamo... - Wzdycha. -... Naprawdę nie trzeba. Moi rodzice nie mogą spędzić z nami świąt, ale poradzimy sobie. Zawsze sobie radzimy. - Próbuje przekonać babcię swojego syna. Nie chce spędzać świąt z ich rodziną. Nie z nim. Spogląda na Raula, który próbuje dosięgnąć ręką kawałka pizzy, leżącego na talerzu, na środku stołu. - Um... no dobrze. - Kapituluje po chwili słuchania kobiety, która bardzo produkuje się, aby przekonać ją do swojej propozycji. - Przepraszam, ale muszę kończyć. Zdzwonimy się jeszcze. - Szybko kończy rozmowę. Z delikatnym uśmiechem przesuwa talerz w stronę syna, który prędko zajmuje się jedzeniem.
Z lekko zmarszczonym czołem przygląda się chłopcu. Raul jest bardzo podobny do ojca. Ich oczy mają taki sam odcień brązu. Identycznie się uśmiechają. Czy to jej przeszkadza? Tylko czasami, gdy w chwilach słabości wspomnienia wracają.
- Babcia chciała coś ważnego? - Pyta z zainteresowaniem pięciolatek, oblizując palce.
- Nie, kochanie. - Ucina szybko, spoglądając na zegarek, który zawsze nosi na nadgarstku lewej ręki. – Smakowało? – Przybiera na twarz ciepły uśmiech, wycierając lekko umorusaną brodę chłopca. Ten potwierdza z zadowoleniem głową.
- Mamo, co będziemy teraz robić? – Interesuje się Raul. Flavia przygryza delikatnie wargę.
- Sądzę, że wrócimy do domu. Ja trochę posprzątam, a ty jak na prawdziwego faceta przystało, rozłożysz się na sofie w salonie i będziesz oglądać mecz. – Klaszcze radośnie w dłonie, przypominając sobie o występie jego ulubionej drużyny. – Poza tym, musisz zacząć uczyć się swojego tekstu na przedstawienie, trzeba pomyśleć nad twoim strojem. – Wzdycha kobieta, przypominając sobie prośby przedszkolanki, która chciała mieć doskonale wszystko gotowe, by w momencie ostatecznych przygotowań do jasełek mieć święty spokój.
- Ale to jutro. – Oznajmia chłopiec, wkładając ręce w rękawy kurtki. – Myślisz, że tata dzisiaj zagra?
- Nie wiem. – Wzrusza lekko ramionami. – Przecież zdajesz sobie sprawę, że się na tym nie znam.
- A pojedziemy na następny mecz, na stadion?
- Raul, najpierw wyjdźmy stąd i pojedźmy do domu. O pójściu na mecz porozmawiamy innym razem. – Blondynka kładzie kilka banknotów na stoliku i chwyta syna za rękę, wychodząc z pizzerii. Czy każda rozmowa musi kręcić się wokół niego?
Flavia przyzwyczaiła się już do zamieszania panującego rano w ich domu. Musi wstawać bardzo wcześnie, by wyrobić się ze wszystkim, ale nie przeszkadza jej to, mimo że przez pół dnia chodzi, niczym nieprzytomna. Szczerze powiedziawszy, to jakby coś nagle zmieniło się, na pewno czułaby się trochę zagubiona. I tego jakże pięknego, zimowego poranka lekko stłumione pukanie do drzwi wprawia ją w zakłopotanie, gdy rozpoznaje swego gościa. Celestina Coca Gomez w oczach brunetki jest osobą upartą i nadopiekuńczą, co okazuje na każdym kroku swym najbliższym. Flavia lekko zszokowana stoi twarzą w twarz z uśmiechniętą kobietą, jednak nie trwa to długo, ponieważ babcia jej dziecka postanawia obcałować jej policzki, zostawiając na nich mocno różowe ślady po szmince. Po czym wymija ją, wkraczając w głąb mieszkania. Brunetka zawiesza wzrok na dwóch walizkach, stojących przed drzwiami i ciężko wzdychając wnosi je do korytarza. Wchodzi do kuchni, chwyta w dłonie kubek z niedopitą kawą i opierając się o blat wpatruje się w okno wychodzące na osiedlową ulicę. Obserwuje czule żegnających się ze sobą sąsiadów. Czuje ucisk w żołądku. Gdyby nie blondwłosa, wysoka piękność – codziennie rano jej wargi łączyłyby się z jego wargami, nie tylko rano. Zawsze jednak musi być jakieś ‘gdyby’. Gdyby nie dzień, w którym wyjechała do chorego ojca, miałaby miłość swojego życia przy sobie. A nie jego matkę, która w tym momencie próbuje wyściskać za wszelkie czasy jego małą kopię.
- Babciu, a wiesz, że tata wczoraj wygrał z Atletico?
-
niezbyt wpasowane w porę roku, ale co tam.
ktoś chciałby być informowany -> numer gg, proszę. ;>
Raul, jaki słodziak *.*
OdpowiedzUsuńA Flavia? Mam nadzieję, że będzie szczęśliwa. Kiedyś. Każdy ma do tego prawo.
Mój numer GG masz :)
Alvaro, wróć!
OdpowiedzUsuńRaul jest najukochańszy, wiesz o tym. Ale na miejscu Flavii szlag by mnie trafiał, jakbym miała co chwila rozmawiać o swojej niespełnionej (jeszcze :D) miłości.
Next, please. ;*
~ K.
Omnnomnom. Świetnie. Naprawdę cudownie. Od razu piszę się na to opowiadanie. :D
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się pierwszego odcinka.
Raul! <3
A tak przy okazji. Nowy, pierwszy odcinek u mnie na [the-short-story-of-her-love.blogspot.com] Zapraszam! :)
UsuńAjjjj, bardzo mi się podoba :D Chociaż jest krótko i mało wnioskuję, ale mam nadzieję, że kolejny będzie miał więcej treści :D
OdpowiedzUsuńInformuj mnie :) 43267748
// we-are-meant-to-be